Hej!
Oto opowiadanie o krzyku.Ale nie,nie zdradzę o czym DOKŁADNIE. Przeczytajcie sami!
„Wtedy usłyszałam krzyk”
Właśnie moczyłam nogi w
pobliskim jeziorze. Ptaki pięknie śpiewały, byłoby tak cudownie, gdyby nie ten
krzyk ,krzyk który cały czas huczał
mojej głowie.
Popatrzyłam w prawo. Zobaczyłam most, a na nim
nieruchomo stojącą postać. Była łysa i mroczna. Była zimna, jej oczy jakby
zamarły. Nie poruszała ustami, jej wycie wydobywało się ze środka. Na ustach
było widać czerwone plamy krwi. Wokół widziałam dziwne, czarne drzewa,
przyprawiały mnie o dreszcze. Nie wiem czy z ciekawości czy może z własnej
głupoty postanowiłam ,że wejdę tam. Moja ręka zadrżała ,ale i tak szybkim
krokiem ruszyłam przed siebie. Zobaczyłam małą dziewczynkę miła czarne
rozczochrane włosy i intensywnie czerwone usta, w głowę miała wbity miecz.
Wyglądała jak wyjęta z trumny.
-Chcę usłyszeć twój krzyk- powiedziała -Krzyk
uosabiający twoje cierpienie, krzyk rozpaczy, strachu i nienawiści.
Popatrzyłam jej w oczy były ciemne i
przerażające ,dosłownie dziewczynka zabijała swoim wzrokiem.
-Teraz już nigdy nie
ujrzysz światła dziennego- zachrypiała –Słońc zawsze będzie ci się wydawało
mrocznym blaskiem księżyca! Wszystko co jest piękne w twoich oczach zamieni się
w największy koszmar!
Poczułam mocne kłucie w sercu. Stałam nieruchomo, niczym
zahipnotyzowana. Wtedy właśnie usłyszałam krzyk – swój własny krzyk, krzyk
który odbierał ludziom mowę i zabijał swoją donośnością.
<3
OdpowiedzUsuń